Wyszła
na taras, wdychając świeże powietrze. Na szczęście była sobota, więc nie
musiała się martwić o to, czy się nie spóźni. Usiadła na wiklinowym fotelu,
szczelnie opatulając się szlafrokiem.
— Czy ty nawet tutaj musisz
zatruwać mój cenny tlen swoją szlamowatą osobą? — uśmiechnął się ironicznie
Malfoy, zapalając papierosa.
Hermiona
z irytacją spojrzała na używkę w rękach Ślizgona.
Serio? I kto tu niby zatruwa „cenny tlen”?
— Mam nadzieję, że zdechniesz od
tego— warknęła.
Blondyn
z satysfakcją w oczach po raz kolejny
zaciągnął się i po chwili wypuścił dym w stronę zamyślonej współlokatorki. Ta
nawet się nie skrzywiła co utwierdziło go w przekonaniu, że jej wściekłe
spojrzenia są w pewnym stopniu rutyną, a nie tym, że coś jej przeszkadza. Dla
pewności dmuchnął w nią jeszcze raz, a kiedy nie zauważył żadnej reakcji
postanowił spróbować czegoś innego.
Z iście
szatańskim uśmieszkiem zbliżył się do niej, czego na swoje nieszczęście
zamyślona dziewczyna nie zauważyła. Pochylił się tak, że jego usta prawie
dotknęły ucha Gryfonki.
— Buu —krzyknął.
Przestraszona
Hermiona zleciała z piskiem z fotela, tłukąc sobie pośladki. Odwróciła się do
śmiejącego się blondyna, który nic sobie nie robił z jej wściekłego wzroku.
— Szlachetni i odważni Gryfoni — zironizował,
a widząc jej rozdrażnienie dodał— Gdybyś była bogata to zapytałbym, za ile
przekupiłaś tiarę, ale nie sądzę, żeby było cię na to stać.
— Nic o mnie nie wiesz — warknęła,
z gracją podnosząc się z podłogi— Jesteś nadętym i rozpuszczonym bachorem,
który widzi tylko czubek swojego nosa.
— Nie pozwalaj sobie — zmrużył
oczy.
— Bo co mi zrobisz? — zapytała i
podeszła do drzwi, prowadzących do salonu.
— Uważaj, bo może stać ci się
krzywda — zagroził jej po czym pchnął na ścianę i położył ręce przy głowie,
zamykając w szczelnym uścisku.
— Czy ty mi grozisz?
— Oh, Granger — zaśmiał się zimno
— Zabiłem nie raz i nie dwa. Nie myśl sobie, że oszczędzę jakąś irytującą
kujonicę, która wszędzie się wpieprza.
— W takim razie mamy problem. Ja
też zabiłam nie raz i nie dwa. I nie mam zamiaru dać się zamordować przez
jakiegoś debila, który myśli, że wszystko mu wolno — powiedziała, wpatrując się
w jego lodowate oczy, w których pojawił
się szok— Zaskoczony? Wojna nie oszczędza nikogo.
— Nie wyobrażam sobie, że możesz
kogoś pokiereszkować mocniej, niż żeby dostał krwotoku z nosa — oznajmił.
— Twoi starzy przyjaciele myśleli
tak samo. Teraz wąchają kwiatki od spodu — uśmiechnęła się ironicznie, hardo
wpatrując się w blondyna.
— Nie wiesz, o czym mówisz.
— Oh, czyżby? — podniosła brwi i
bezskutecznie próbowała go odepchnąć — A teraz z łaski swojej odsuń się ode
mnie.
— Nie odpowiada ci moje
towarzystwo? — zaśmiał się cicho, sprawiając, że po plecach Gryfonki przeszedł
dreszcz.
— Nie odpowiada mi wiele rzeczy- zaczęła— do
ciebie czuję o wiele więcej.
— Czuję się zaszczycony.
—
Świetnie. Teraz się przesuń— rozkazała.
Na jej
słowa arystokrata przybliżył się jeszcze bardziej. Ciemnowłosa wstrzymała
oddech, kiedy jej piersi dotknęły jego klatki. Szarpnęła się, co nie przyniosło
żadnego skutku.
— Mmm…
Granger. Nie wiedziałem, że lubisz rozkazywać— mruknął do niej.
—
Będziesz musiał się odszlamić — sięgnęła po ostatnią deskę ratunku, licząc na
to, że w Malfoy’u odezwą się, wpajane przez całe życie zasady.
— W tym momencie twoja przerażona
mina rekompensuje mi wszystko.
Ja? Przerażona? Przerażony to będziesz ty, jak się zaraz wkurzę.
— I co odważna Gryfonko? — zadrwił.
Tego już nie wytrzymała. Zebrała
w sobie całą odwagę (oczywiście, że ją miała) i z całej siły kopnęła go w
krocze. Zaskoczony chłopak zgiął się z bólu, patrząc z nienawiścią na
zadowoloną brunetkę.
— Wiesz, że przez to mogę nie
mieć dzieci — zapytał, nie patrząc na nią.
— W takim razie — oznajmiła
chłodno — wyświadczyłam światu przysługę.
***
— Co zrobiłaś? — rudowłosa opluła się sokiem, kiedy usłyszała, do
czego zdolna jest jej przyjaciółka.
— Myślisz, że mam mocno
przerąbane? — spytała,
myśląc o tym, że to nie był najlepszy pomysł, żeby atakować pewnego irytującego
Ślizgona.
— Przerąbane to mało powiedziane —
Ginny wytarła rozlany napój i spojrzała z naganą na brązowooką.
— To, co ja mam zrobić?
— Na twoim miejscu, to bym się gdzieś schowała —
powiedziała z powagą.
— Nie będę się przed nim chować! — w Hermionie znowu odezwało się
„gryfońskie ja”.
Młodsza z dziewczyn tylko
wzruszyła ramionami, wiedząc, że kłótnia nie przyniesie upragnionego efektu.
Jej przyjaciółka była za bardzo uparta.
— Mogę u ciebie przenocować? — zapytała z nadzieją w głosie.
— Jasne — Weasley od razu się zgodziła.
***
— Czekaj
tylko się ogarnę — oznajmiła panna Granger, wchodząc do łazienki. Cały weekend
spędziła u Ginny i nie miała szansy zabrać kosmetyków.
— Okej. Wezmę twoje książki — zaproponowała Weasley’ówna i
poszła do sypialni.
Hermiona nałożyła trochę podkładu na nadgarstek i
nabrała na palce. Już miała go rozsmarować na twarzy, kiedy dłoń ją zapiekła.
Spojrzała w dół i zobaczyła bąble szpecące jej rękę. Krzyknęła, wsadzając ją
pod wodę i bezskutecznie próbując zmyć brązową maź. W jej oczach pojawiły się
łzy, kiedy uświadomiła sobie, że to tylko potęguje ból.
Co się stało? Przecież to nie możliwe, że… Malfoy. Zabiję gnoja!
— Aaaaa — krzyknęła, zwracając tym
samym uwagę przyjaciółki, która zaniepokojona hałasem stanęła w drzwiach.
Ginny w jednej
chwili znalazła się przy poszkodowanej, opatrując oparzenia. O nic nie pytała,
wiedząc, kto jest za to odpowiedzialny. Przywołała zaklęciem własne kosmetyki i
zabrała się za robienie makijażu zrozpaczonej dziewczynie.
— Nie daj mu się. Pokaż, że jesteś ponad to.
— O Godryku! Co by było gdybym
nałożyła to na twarz? — w
oczach brunetki pojawiły się łzy.
— Spokojnie — pocieszyła przyjaciółkę — Nie
płacz. Nie jest tego warty.
***
Dwie uczennice weszły do klasy w
lochach i, ku niezadowoleniu jednej z nich, zajęły pierwszą ławkę. Hermiona z
radością wyciągnęła podręcznik i kociołek, licząc na to, że nawet znienawidzony
nauczyciel nie popsuje jej bardziej humoru.
— Jak tam buźka, Granger? — głos współlokatora wyrwał ją z
zamyślenia.
Wspomniana dziewczyna odwróciła
się z chęcią mordu wypisaną na twarzy. Otworzyła usta, nie wierząc w
bezczelność jej szkolnego wroga.
— Jak mogłeś? Ty…
— Panno Granger, czy jest pani
pewna, że chce dokończyć? —
cichy syk przerwał jej wywód.
— Eeee… nie panie profesorze.
— Też tak uważam — Snape powoli pokiwał głową, myśląc
nad czymś intensywnie — Na dzisiejszych zajęciach zostaniecie podzieleni na
pary. Będziecie robić szkiele-wzro. Najlepsze eliksiry trafią do skrzydła
szpitalnego. Czy ktoś może mi powiedzieć, jakie indregiencje będą potrzebne?
Wszyscy
spojrzeli na Hermionę, czekając na jej odpowiedź. Ta jednak, ku ich zdziwieniu,
nie podniosła ręki. Mało tego, nie wyglądała jakby miała zamiar to zrobić.
— Czyżby
wszechwiedząca panna Granger czegoś nie wiedziała? — na twarzy Severusa pojawił się ironiczny uśmiech,
łudząco podobny do śmirku jego chrześniaka.
— Ależ
oczywiście, że wiem — powiedziała z rozbrajającą szczerością — Ale po co mam się
wysilać? I tak nie dostanę punktów. Niech cudowni Ślizgoni się wykażą.
— Panno
Granger! — warknął
profesor, patrząc na nią z zaskoczeniem. Czegoś takiego się nie spodziewał.
— Tak? — uśmiechnęła się sztucznie.
— Mi…
— O, chwila! Mogę ja? — podniosła rękę, uciszając
czarnowłosego i powiedziała, naśladując głos nauczyciela: — Minus dziesięć punktów dla
Gryffindoru.
— Tak właściwie, to chciałem dać
tylko pięć — zmrużył oczy.
— Nie szkodzi — machnęła ręką — I
tak jeszcze dostaniemy.
— Chyba mam już pierwszą parę — popatrzył na Draco.
Nie! Nawet ty nie jesteś tak wredny.
— Panna Granger i pan Malfoy.
Zapomnij. Jednak jesteś.
Z wyraźną niechęcią popatrzyła na
współlokatora, który też nie wyglądał na zadowolonego.
To będzie ciekawe — pomyślała.
***
— Jak tam na eliksirach? — zapytała z uśmiechem Ginny,
wychodząc z klasy.
Hermiona spojrzała na nią
wzrokiem, który mówił, że jeśli szybko się nie zamknie, to pożałuje. Skrzywiła
się przypominając sobie niemiły epizod z poprzedniej lekcji. Malfoy aby
„umilić” jej pracę postanowił wrzucić do jej kociołka kilka pijawek. W efekcie
cała zawartość wybuchła, brudząc wszystko w zasięgu kilku metrów. Na szczęście
Draco też się oberwało.
— Gotowa na spotkanie z naszą „ulubioną”
nauczycielką? — rudowłosej
zniknął dobry humor.
— Mhm…zawsze — zapewniła
przyjaciółkę.
***
— Witam was na kolejnej lekcji —
rozpoczęła profesor Alejandra, przybierając na twarz pogodny uśmiech, który
zniknął kiedy spojrzała na pannę Granger — Na dzisiejszej lekcji omówimy
patronusy.
Hermiona z trudem powstrzymała
prychnięcie, kiedy nauczycielka wypowiedziała zaklęcie i z jej różdżki wydobyła
się srebrna mgła, która uformowała się w papugę. Posłała uczennicy długie
spojrzenie, w którym niemo rzuciła jej wyzwanie.
— Będziecie po kolei rzucali
zaklęcia, więc ustawcie się w kolejce — oznajmiła zadowolona.
Byli członkowie Gwardii
Dumbledore’a znakomicie poradzili sobie z tym zadaniem, jednak nie otrzymali
ani jednego punktu. Za to, kiedy komuś ze Slytherinu cudem udało się wykonać
zadanie, kobieta wyglądała jakby oznajmiono, że święta odbędą się trzy miesiące
wcześniej.
— Nie tak, panno Granger —
poprawiła Gryfonkę, która miała zdumiony wyraz twarzy.
— S…słucham? — wydukała, podnosząc brwi.
— Źle wykonałaś ruch nadgarstkiem — oznajmiła ze
stoickim spokojem.
— Nie sądzę — popatrzyła na nią,
mrużąc oczy.
— A, co to miało znaczyć? — zszokowana nauczycielka,
wpatrywała się w uczennicę, która zachowywała się jakby rozmawiała z koleżanką,
a nie profesorem — Powinnaś okazywać szacunek starszym.
— Szacunek powinno się okazywać
się tym, którzy na niego zasłużyli, a nie starszym — wytłumaczyła spokojnie
Gryfonka.
— Oczywiście ty jesteś specjalistką
od dobrego wychowania — zadrwiła, przypominając Malfoy’a. Odrzuciła swoje kręcone
włosy, odsłaniając szyję — Może nam powiesz, czym TY sobie na niego zasłużyłaś?
— Oh, no nie wiem — zrobiła
zamyśloną minę — Uciekałam przed trójgłowym psem, rozwiązywałam śmiertelnie
niebezpieczne zagadki, chroniące kamienia filozoficznego, przeżyłam spotkanie z
bazyliszkiem, cofałam się w czasie, pomogłam uciec poszukiwanemu zbiegowi i
hipogryfowi skazanemu na śmierć, byłam partnerką na balu jednego z
najprzystojniejszych mężczyzn na świecie, pomogłam założyć nielegalną
organizację w szkole, walczyłam z Śmierciożercami w Departamencie Tajemnic,
prawie zostałam porwana przez wściekłe centaury, byłam przytulona przez
olbrzyma, latałam na testralu, szukałam i niszczyłam horkrusy, udawałam
Bellatrix, a potem zostałam schwytana przez szmalcowników i przez nią
torturowana, uciekałam na smoku i walczyłam podczas wojny, będąc jedną z
najbardziej poszukiwanych osób. Czy to wystarczająco dużo?
— Jesteś bezczelna — syknęła
nauczycielka, kiedy odzyskała zdolność normalnego mówienia.
— Dość tego! Wychodzę! — Hermiona odwróciła się na pięcie zdenerwowana.
Przeszła kilka kroków i stanęła
jak wryta, kiedy koło jej głowy przemknął czerwony promień. Odwróciła się z
furią wypisaną na twarzy i strzeliła zaklęciem petryfikującym w młodą
nauczycielkę.
— Granger, przecież to…— zaczął
blondyn, ale nie dokończył, ponieważ został odesłany pod ścianę.
— Zamknij się, Malfoy — syknęła
przez zęby i zwróciła się do nieruchomej kobiety — Kto, jak kto, ale ktoś, kto
uczy Obrony Przed Czarną Magią powinien wiedzieć, że nie należy rzucać
zaklęciami w plecy.
Zbliżyła się do niej i z sykiem wciągnęła
powietrze. Przechyliła głowę i podrapała się po brodzie, intensywnie nad czymś
myśląc.
— Co ja mogę z PANIĄ teraz
zrobić? — zapytała,
doskonale wiedząc, że nie uzyska żadnej odpowiedzi. Przejechała paznokciem po
jej policzku, zostawiając różowy ślad — Tak właściwie, to mogę wszystko. Komu
uwierzą? Bohaterce magicznego świata czy jakiejś zwykłej nauczycielce?
— Granger, ogarnij się — odezwał
się Malfoy i podniósł się z podłogi.
Hermiona popatrzyła na niego z
irytacją i po raz kolejny rzuciła zaklęcie. Z sadystycznym uśmieszkiem
patrzyła, jak ciało chłopaka uderza o ścianę.
Reszta uczniów z przerażeniem
wpatrywała się w scenę, rozgrywającą się przed nimi. Nie mogli uwierzyć, że
poukładana panna Granger, która ma fioła na punkcie przestrzegania zasad
rozstawia wszystkich po kątach. I to
dosłownie. Wstrzymali oddech, kiedy
odwróciła się do nich i ukazała całkowicie czarne oczy, w których i tak można
było dostrzec czyste szaleństwo.
Sprawczyni zainteresowania
roześmiała się piskliwym głosem, upodabniając się jeszcze bardziej do…
Bellatrix. Odrzuciła swoje ciemne włosy, które, mimo, że proste, przypominały
wieczny bałagan na głowie Śmierciożerczyni.
— Eh, nie ważne — machnęła ręką i
udała w stronę drzwi, nie zostając przez nikogo zatrzymana. Odwróciła się z
ręką na klamce i w tym samym momencie, wszystkie przybory, które leżały na
ławkach wzbiły się w górę, a potem upadły z głuchym łoskotem na podłogę.
Wskazując na porozrzucane rzeczy powiedziała: — To akurat nie byłam ja. Życzę miłej lekcji.
W momencie, w którym zniknęła za
drzwiami profesor odzyskała władzę na swoim ciałem. Trzęsącym się od emocji
głosem, cicho powiedziała tylko: —
Kkk..koniec lekcji na dziś.
***
— Co to niby miało znaczyć,
Granger? — wściekły Malfoy
wparował do dormitorium, a za nim wszedł Blaise.
— Nie wiem, o co ci chodzi —
odpowiedziała ze słodkim uśmieszkiem, który nijak miał się do niewinności.
— To odśwież swoją pamięć —
warknął zdenerwowany, podchodząc do niej tak, że prawie się dotykali — Jak taka
szlama, jak ty, może rozstawiać wszystkich po kątach?
— Nie podobała ci się wycieczka
na drugi koniec sali?
— Nie denerwuj mnie — zmrużył
oczy i pochylił do niej — Myślisz, że po takim teatrzyku ludzie zaczną cię szanować?
Że pokażesz, że jesteś warta więcej niż złamany knut? Nie, Granger. Bo byłaś,
jesteś i zawsze będziesz szlamą, która jest warta mniej niż domowy skrzat.
Możesz czyścić buty takim, jak ja.
— Jesteś najbardziej egoistycznym dupkiem jakiego
spotkałam w całym moim życiu. Nic nie wartą szumowiną, której wszystko załatwił
ojciec. Ale jest mały problem, Malfoy. On ci teraz nie pomoże. Siedzi sobie w
Azkabanie i wyrywa włosy z głowy, zastanawiając się, dlaczego jego ukochany
syneczek nie skończył tak jak on. Może
ja jestem szlamą, ale ty jesteś Śmierciorzercą. Tacy jak ty nigdy się nie
zmieniają. Jesteś…
TRZASK!
Otworzyła szeroko oczy, kładąc
dłoń na policzku. Zrobił to. Naprawdę to zrobił. Zniżył się do poziomu by ją
uderzyć. Potraktował ją jak największe ścierwo, jak nic nie wartą rzecz.
— Spieprzaj ze świata, który
nigdy nie był dla ciebie. Zmiataj do swoich szlamowatych rodziców i nigdy nie
pokazuj mi się na oczy —
wycedził przez zęby.
— Nie martw się. Już niedługo się
z nimi zobaczę — szepnęła, z trudem powstrzymując łzy bólu i upokorzenia.
Wbiegła po schodach i trzasnęła drzwiami.
W tym samym momencie wejście
osłoniło się, ukazując zdyszaną Ginny. Podbiegła do zdezorientowanego Zabiniego
i chwyciła za poły marynarki, potrząsając nim.
— Gdzie ona, do jasnej cholery,
jest?
— Uspokój się! — wrzasnął na nią — Biegnij do niej na górę, bo
chyba wyjeżdża.
— Jak to WYJEŻDŻA? — zaakcentowała ostatnie słowo.
— No… pewna…eee…sytuacja — plątał
się mulat — zmusiła ją do pojęcia takiej decyzji. Powiedziała, że wyjeżdża do
rodziców i …
Nie dokończył, ponieważ pod
rudowłosą ugięły się nogi i upadła na niego. Głośno oddychała, przetwarzając
informację, którą podał jej Ślizgon.
— Eee…Ginny? — zwrócił się do niej po
imieniu, martwiąc o jej stan zdrowia — O co chodzi?
— Jej rodzice nie żyją — szepnęła
przerażona.
— To znaczy, że ona chce się…— ostatnie słowo nie
przeszło mu przez gardło.
— Tak — zrozpaczona Weasley
potwierdziła jego obawy.
Witam, witam! W tym rozdziale troszeczkę namieszałam, ale mam nadzieję, że jesteście zadowolone. Z przykrością muszę Wam oznajmić, że kolejny rozdział pojawi się dopiero po 03.10. Dlaczego? Ponieważ muszę się przygotować do ważnego konkursu i potrzebuję duuuużo czasu. Pozdrawiam